poniedziałek, 17 grudnia 2007

Pimp my Trabbi

Przyjmując zaproszenie od Katji i Kamyli, pomyśleliśmy sobie, że szykuje się yet another slavic evening. Krótkie repetytorium czeskich i słowackich słowiczek, makijaż, butelka (ponoć francuskiego) wina z Rewe i jesteśmy gotowi na party w sąsiednim akademiku. Zjeżdżamy windą na dół, po drodze wsiada Żuli (Francuzka, którą przez przypadek poznaliśmy pierwszego dnia) z jakimś kolesiem. Z uporem maniaka zagadują do nas po niemiecku, więc nie bez wysiłku próbujemy się dostosować. Rozmowa toczy się w żółwim tempie, ów wspomniany koleś z chytrym uśmiechem pyta się co studiujemy. Nad tym na szczęście nie muszę się specjalnie zastanawiać, bo Frau Garga wyrobiła w nas odruch opowiadania o naszych studiach nawet po obudzeniu w środku nocy czy nudnego wykładu. Nie jest dla niego żadnym zdziwieniem, kiedy mówię, że Informatik, wręcz z satysfakcją stwierdza -Ich kenne dich! I hab' dich an Vorlesungen gesehen /Znam cię z wykładów/. I wydaje się, że nasze drogi się rozejdą, bo oni chyba podążają na przystanek tramwajowy, nawet się z nami żegnają, ale nadal idziemy w tym samym kierunku- w stronę sąsiedniego akademika. No cóż, okazuje się, że zostaliśmy zaproszeni na tę samą imprezę, tylko przez inne osoby.

Coraz bardziej świadomi nadciągającego widma rozmów po niemiecku wspinamy się na jedenaste piętro, ze zmieszania milknąc. Na miejscu zostajemy serdecznie przywitani, posadzeni, napojeni Glühweinem (grzaniec) i nakarmieni specjałami kuchni Słowacko - Bułgarskiej. Na slavic party to to raczej nie wygląda, ekipa jest całkowitym miksem narodowościowym: Słowacja, Czechy, Polska (oprócz nas jeszcze jedna Polka), Francja, Niemcy (w tym ten poznany w windzie), Bułgaria, Grecja, Chile, Wielka Brytania. Język komunikacji: niemiecki, ale na szczęście okazuje się, że z angielskim raczej też nie mają problemów. Atmosfera się ociepla (po trosze zasługa Glühweina), gawędzimy trochę z Magdą, potem z Martinem (tym od windy) generalnie komentując prowadzącego wykład Security and Cryptography (ale to temat na osobnego posta). Inny Niemiec, słysząc, że jesteśmy z Polski rozbawia nas do łez:

- Polska? Cześcz! Wiesołych Szwiąt! Szczenszliwego Nowego Roku! Yyy... Radio Maryja!


Zapytany o genezę tego ostatniego opowiada, że bywał swego czasu w Polsce i zdarzyło mu się nocować, no w tym... szchronisku, a tam był taki pan, który od 6.00 do 21.00 słuchał Radia Maryja. Codziennie. I całkiem głośno, bo pan był przygłuchy. Poopowiadał trochę o pobycie w Katowicach i Świętochłowicach, potem rozmowa spełzła w jakiś sposób na największy wynalazek niemieckiej myśli technicznej czyli poczciwy trabant. Podkreślano jego niepowtarzalne brzmienie, aerodynamiczne kształty i podbój rynków ościennych. Wymieniano fankluby, koła miłośników tunningu Trabbi'ego, jak i proste możliwości personalizacji poprzez szybkie wycięcie okna w dachu. Myślałby kto, że w Niemcach budzą się czasem sentymenty...

Brak komentarzy: