wtorek, 15 stycznia 2008

Made in China

-Cóż tam, panie, w polityce? Chińczyki trzymają się mocno!?

Nie wiem, jak w polityce, jednakże prawdą jest, że u nas na wydziale trzymają sie całkiem nieźle. Występują w całkiem pokaźnym stadku, preferując komunikację szyfrowaną azjatyckimi okrzykami w postaci mówionej i zawiłymi krzaczkami w formie pisanej. Przywódcę stada można odróżnić bez trudu: nonszalanckie spojrzenie skośnych oczu, obojętność na to co się dzieje na wykładzie, 2,5 centymetrowy paznokieć u małego palca i posłuch u reszty stada. Jego głównym zajęciem na wykładach jest przeszukiwanie krzaczastych forów i ściąganie niezliczonych ilości plików na e-mulu. Ochrzciliśmy go Guru, głównie ze względu na to, że nie znamy jego prawdziwego imienia, które pewnie i tak jest trudno wymówić.

Dalej stadko składa się z parunastu osobników płci obojga. Wszyscy mają (mówiąc eufemistycznie) małe problemy z językiem angielskim, co w znacznym stopniu wpływa na hermetyzację grupy i udzielanie się na zajęciach. Trudno jest zrozumieć Chińczyka mówiącego po angielsku. Właściwie to trudno jest się domyślić, że mówi on po angielsku. Wszystkie wykłady zostają przez nich skrzętnie nagrane na dyktafon (Guru zawsze pilnuje, by członkinie stada pamiętały o podkładce pod dyktafon). A skoro już o członkiniach mowa... szczupłe, malutkie, proste ciemne włosy (poza jedną, która wyróżnia się lekką trwałą). Ciekawe co sobie myślą, kiedy widzą te sterty ciuchów w sieciówkach (np. H&M, New Yorker) z metkami "Made in China" i dość wygórowaną ceną. Nie pytałam czy nazywają się Czikulinka, i czy ich rodziny handlują na stadionie.

Sądząc po przyzwyczajeniach żywieniowych niektórych osobników męskich, można przypuszczać, iż mają także problemy z językiem niemieckim. Jeden z nich nałogowo zjada bułki na drugie śniadanie. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż jest na nich jak wół napisane: "Zum fertigbacken" (do upieczenia). Może cenią sobie drożdżowy aromat, czy gąbczastą miękkość. Nowym ich odkryciem są także gofry, należące do podobnego asortymentu.

No cóż... co kto lubi;)

Ps. Pytanie konkursowe: skąd pochodzi cytat w pierwszym zdaniu? (odpowiedz nie używając googla). Odpowiedzi na kartkach pocztowych proszę przykleić do lodówki.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

a co ty gazet nie czytasz ?? ( co do opisu ;) klasyk jak nic :) ) Czy ja wiem ja tam z Chińczykiem w Brytanii robiłem i spoko kolo był ale jak mówisz że Twoi tacy oryginały to macie ciekawie :D

pozdrawiam w imieniu ludzi nieśpiących po nocach i piszących programy na Kubika :D !!

Marta pisze...

hmmm...mialam 2 sytuacje zyciowe wiazace sie z moim studiowaniem w Niemczech i Chinczykami, ktorych raczej nie zapomne...
Pierwsza to noga swini, ktora moja chinska sasiadka moczyla w naszym akademikowym "wezle" (4 pokoje, 3 umywalki, jeden WC). Noga sobie lezala w misce dni kilka, w jednej z umywalek ku mojemu wielkiemu zdziwieniu....
Druga historia to laby komputerowe. Wypelnione po brzegi.
I nagle wsrod ogolnego brzeczenia klawiatur rozlegly sie dzwieki filmu pornograficznego....Helgi (czytaj panie od labow) zaczely rozpaczliwie latac i szukajac zrodla niepokojacych efektow dzwiekowych...no i znalazly...ostatni rzad, niepozorny chinski chlopiec, ktory byl tak zaaferowany tym czym widzial, ze nie zauwazyl odlaczonego kabelka od sluchawek.....
nawet sie nie zaczerwienil.....;-)

rybka pisze...

I co ona z tą nogą świni potem zrobiła? Tylko mi nie mów, że jakąś potrawę?!

Marta pisze...

obawiam sie ze tak...
Akademikowa kuchnia (jedyna na pietrze) calosciowo okupowana byla przez Azjatow...z drugiej strony ich rozumiem bo po prostu nie smakowalo im europejskie jedzenie...
Tylko ta nozka w tej lazience byla naprawde bardzo surrealistyczna...