czwartek, 13 grudnia 2007

I google

Gwoli uaktualnienia: do lekarza nie poszłam, trochę w międzyczasie ozdrowiałam, jednak nie do końca, co miało wyjść na jaw później...

Gdzieś pomiędzy piętnastym kichnięciem, a dwudziestym siódmym smarknięciem i czwartym mierzeniem temperatury dostałam maila od Google, świadczącego o tym, że wpadła im w ręce moja aplikacja (wysłana pod koniec maja (!)) i wydaje im się interesująca. Naskrobałam im, że średnio satysfakcjonuje mnie oferta praktyk studenckich, ale o full-time możemy porozmawiać. No i zakręciłam korbką - posypały się maile z pytaniami dotyczącymi moich obecnych poczynań, zainteresowań, terminów dostępności i innych takich. Ostatecznie, po piętnastu mailach ustalono termin rozmowy telefonicznej (phone-screen) i podesłano linka do dokumentu on-line, przez który mam wymieniać informacje z interview'erem. I prośbę o powtórzenie sobie wiadomości, których mogłam nie używać przez ostatni czas. I cztery linki do Wikipedii. I prośbę o zapoznanie się z firmą i produktami. I pięć linków to stron firmy. I zachęta do zapoznania się z procesem rekrutacyjnym. I dwa linki do Youtube...

W obiecany dzień, o obiecanej porze, uzbrojona w słuchawkę do telefonu, z otwartym dokumentem i własnym CV, czekam na telefon. Mija 5 minut...(a to sobie jeszcze na naszą-klasę zerknę) i kolejne 5 (może coś nowego na bashu?) i jeszcze następne 5... (może przypomnieć sobie jeszcze coś o agile development ?), w końcu telefon zaczyna buczeć i mrugać numerem z UK. Babeczka przedstawia się po angielsku, się odwzajemniam i ta się nagle przełącza na polski. Objaśnia mi zasady rozmowy i swoje spóźnienie. Okazuje się, że ktoś pokręcił adresy mailowe i informacja o dokumencie on-line poszła nie do niej, tylko do jej brata. Tak więc dostępu do dokumentu on-line nie ma, nikt jej nie przyznał laptopa czy sali na wywiad, więc nie jest pewna czy wywiad może się odbyć. Przełącza się z powrotem na angielski, więc się dopasowuję i odpowiadam po kolei na pytania. Babka wygląda na rozgadaną, cośtam mi opowiada o poprzednich kandydatach, atmosfera przyjemna, gdyby nie to, że nagle dostaję... ataku kaszlu. Nijak nie mogę tego opanować, więc kobitka stwierdza, że da mi spokój i zdecydowanie w związku z całym tym zamieszaniem z wywiadem, proponuje jego reschedule. Pomiędzy kaszlnięciem a smarknięciem stwierdzam, że tak chyba będzie lepiej i podpytuję ją przebiegle dlaczego mam rozmowę już teraz, skoro zacząć pracę mogę najwcześniej po obronie? Kobitka wydaje się lekko skołowana i stwierdza, że lepiej będzie zgłosić to osobom, które ustawiały wywiad i czym prędzej się żegna.

Seems like they have a little mess in Google, huh?

Z ostatniej chwili: reschedule na 8.01, tym razem interview'er to jakiś Staszek... hmm...;) A wywiady są tak wcześnie, bo chcą oszczędzić studentom stresu podczas zdawania egzaminów i pisania pracy... podobno.

PS. Zaczynam się domyślać, czemu Wanda Niemca nie chciała...

Brak komentarzy: